Share Week 2017

Share Week 2017

Jeszcze się załapałam na tegoroczny Share Week. Jest to impreza organizowana przez Andrzeja Tucholskiego i polega na tym, aby podzielić się listą blogów, które namiętnie czytamy i które bardzo lubimy.

Moja lista jest zdecydowanie dłuższa niż trójka przewidziana przez Andrzeja, więc podzielę ją na blogi będące na podium oraz te znajdujące się poza podium.

Jako czytelnik jestem wierna jak pies z kulawą nogą – moje związki z blogerami są dłuższe niż niejedno moje małżeństwo.

Read More

Genialne zbrodnie czasem są banalnie proste

– Albo jesteś smutna, albo coś kombinujesz – zagajam pełna najgorszych przeczuć, bo nie wydaje mi się, aby dzisiejszy dzień przyniósł jakikolwiek powód do smutku. Był pełen cukru i węglowodanów, warzywa występowały w nim w ilościach znikomych, więc wieczorem Sylwia z pewnością ochrzci go jako najlepszy dzień w życiu. Sylwii rok składa się z około 200 najlepszych dni w życiu i 165 najgorszych dni w życiu. Dni przeciętne nigdy się nie zdarzają.
– Nic nie kombinuję – zarzeka się Sylwia z miną, która nie oznacza pełnej szczerości. Oglądanie wszystkich odcinków „Lie to me” jednak miało jakiś sens.
– Więc co cię tak martwi? – zadaję pytanie-zasadzkę. Wiem, że zaabsorbowana kombinowaniem, nie będzie w stanie wymyślić wiarygodnego zmartwienia.
– No, dobra. Może martwię się tylko trochę – tłumaczy. – Tak sobie pomyślałam, że w czwartej klasie ma się nowych nauczycieli i nowego wychowawcę i to wcale nie jest mi na rękę. Jeśli dobrze policzyłam, do września zostało siedem miesięcy. Ja nie jestem gotowa na rozstanie z naszą panią. Poza tym nic nie kombinuję – zapewnia. – Gdyby jakiś nauczyciel przyszedł do pracy pijany – wraca po chwili do tematu – to trzeba by go było zwolnić, prawda?
Potwierdzam: nauczyciele zdecydowanie powinni być trzeźwi. Moja odpowiedz wyraźnie uszczęśliwiła Sylwię.
– Więc gdyby wszyscy nauczyciele czwartoklasistów przyszli do szkoły pijani, wszystkich trzeba by było zwolnić? – dopytuje.
– Zdecydowanie tak to by się skończyło.
– I jeśli oni będą na przykład po dziesięciu piwkach albo butelce wódki, to dyrektorka ich zwolni i powie: „Ojej, ojej, nie mam nauczycieli, musicie zostać z waszą starą wychowawczynią”? I nasza klasa będzie uratowana! Tylko dalej nie wiem, co można zrobić, aby wszyscy nauczyciele byli pijani. 

O Filipie. Przypowieść o priorytetach.

Problem zgubienia dziecka wydaje mi się raczej abstrakcyjny. Mojego dziecka nie da się zgubić. Gdyby Sylwia oddaliła się na więcej niż 10 metrów, o jej nieobecności zaalarmowałaby mnie głucha cisza, przerwa w potoku wypowiadanych słów i nagle urwany filozoficzny wywód o wpływie superdrogich flamastrów pędzelkowych na jakość merytoryczną projektu literackiego.

To zdecydowanie nie jest mój problem. Sylwia, której zniknę z pola widzenia, tak głośno i stanowczo krzyczy: „Mamo!”, że niejeden zaalarmowałby Ośrodek Pomocy Terroryzowanym Rodzicom, gdyby taki ośrodek istniał. 

Jednak czasem, kiedy jestem w galerii handlowej, a głos obwieszcza z głośników, że czteroletni Filip czeka na rodziców w punkcie informacyjnym, moje matczyne serce przeszywa bolesny skurcz. Współczuję rodzicom, którzy w panice spędzili ostatnie minuty prawdopodobnie na desperackim biegu między regałami, panicznym pędzie alejką z sukienkami, zaglądaniu do przymierzalni i nagabywaniu przypadkowych ludzi, czy nie widzieli ich potomka.

Tak było i dzisiaj, kiedy przepełniona klientami galeria poinformowana o odnalezionym dziecku. „Czteroletni Filip oczekuje na rodziców w punkcie informacyjnym na parterze” – oznajmił ciepły głos w głośniku. Mężczyzna obok mnie odłożył na półkę Air Maxy, które właśnie oglądał, klepnął się w głowę jak człowiek, któremu umknęło bardzo banalne słowo, i choć miał je na końcu języka, nie był w stanie niczego wyartykułować. „Ach, Filip!” – szepnął i ruszył w kierunku schodów prowadzących na parter.

#parentingnaluzie #achtenFilip #butysąważne