– Serio jesz japko? – zapytała Elka Korektelka, kiedy siedziałyśmy na myśliwskiej ambonie, wypatrując łosi na rykowisku. – Serio mylisz „b” z „p”?
– No, jem japko – przyznałam już bez większego wstydu, bo zdarza mi się to od ćwierć wieku.
Dwadzieścia pięć lat temu nabyłam umiejętność czytania, ale kolejne dziesięć lat zajęło mi ustalenie, że już na zawsze zostanę półanalfabetką, bo pisać nie nauczę się nigdy. Na początku wydawało się, że może da się coś z tym zrobić, więc lekcje polskiego – zamiast przygodą – okazywały się dla mnie drogą przez Mordor, usłaną wyjątkami, wyrazami odmiennymi i nieodmiennymi przepisywanymi po trzydzieści razy w szesnastokartkowych zeszytach w trzy linie.