O tym, że ludzi widzą tylko to co chcą zobaczyć. I czasem jest to zabawne.

kredki

Miałam dzisiaj spotkanie z przedstawicielem handlowym.
– Pani tu coś tworzy? Pani ma takie kredki i takie flamastry – zachwyca się pan, którego goszczę w moim „biurze”, to znaczy przy biurku w salonie.
– Czasem coś muszę narysować, czasem coś napiszę – ostrzegam, bo widzę w nim potencjał na bohatera wpisu na Fejsie.
– Fajnie! – rzuca. – Jak się nie ma dzieci, to można tak sobie siedzieć w lofcie, takim jak ten pani, i tak sobie blogować i rysować – dodaje, ignorując przypięty nad kredkami plakat z bukietem kwiatków i napisem: „Dla kochanej mamusi”.
–To nie jest loft, tylko poddasze. Kawy?

Idę do kuchni po kawę i pozwalam mu bawić się moimi kredkami. Nie znoszę, gdy ktoś dotyka moje kredki.

– O, jaki ma pani ładny kubek…! Z takim dzbanuszkiem na mleko! Ma pani też cukier w kryształkach!
– Lubię ładne rzeczy.
– Też lubię, ale jak się ma dzieci, to już się nie ma czasu na ładne rzeczy – słyszę, jak potyka się o dziecięcy kapeć w kształcie owieczki. Nie widzi podstaw, aby uważać, że może jednak też jestem dzieciata.

Przekopujemy się przez kolejne zapisy w umowie.

– Chciałbym mieć taki PESEL! – zachwyca się pan moim numerem. – Jak się jest młodym, to jeszcze nie ma obowiązków i tego wszystkiego. A tak, to człowiek tylko pracuje, te umowy podpisuje, i tyle…!
– Pan nie lubi swojej pracy – stwierdzam, bo od kiedy przyszedł narzekał na nią kilkakrotnie.
– Pracowałem w gorszych. Miałem na przykład zjawiać się w pracy codziennie o ósmej. Później nie mogłem. Mnie to się marzy taka, jaką pani ma! Siedzi się wtedy w domu, wstaje, jak się ma ochotę, i robi takie fajne rzeczy – dodaje i rzuca okiem na moje karteczki samoprzylepne.

Z mojej perspektywy wygląda to tak, że jest ósma trzydzieści, a ja siedzę przy biurku i zastanawiam się, co autor miał na myśli w punkcie 35 umowy, załącznik pierwszy. Pan jest widocznie bardziej w pracy niż ja.

– Na ósmą? – pytam. – To wcześnie – podsumowuję współczującym tonem. Nigdy nie kłócę się o sprawy światopoglądowe z ludźmi, od których w przyszłości będzie zależał czas naprawy usterki. Próbuję dyskretnie zasugerować, że skoro podpisuję z nim umowę na obsługę terminalu, to może jednak ja też czasem pracuję.

– No, fajny taki początek. Pewnie pani studia niedawno skończyła i tak sobie pani pracuje – mówi, porównując kredki pastelowe z akwarelowymi. Nie wierzy mi za grosz w tę historię z pracą. – Jak tutaj pracuję, to zdążę na spokojnie zawieźć dzieci do szkoły. Normalnie mam później spotkania. Pani tylko chciała tak wcześnie. Ta kawa bardzo dobra. Pewnie jakaś fajna.

Nie tłumaczę, że to zwykła Tchibo Family z „Żabki”. Trochę mi przykro, że tak wcześnie wymusiłam spotkanie. Cały dzień bawię się samoprzylepnymi karteczkami, a panu kazałam zrywać się rano.

Odprowadzam do drzwi człowieka, który przyszedł nieszczęśliwy, a wyszedł nieszczęśliwszy. Odwiedził loft, w którym jakaś dwudziestka cały dzień coś sobie rysuje i dużo śpi. Ma jakąś firmę, z której wpływają olbrzymie kwoty, i w której w sumie nic nie robi. Nie ma co się dziwić; jak się jest wykształciuchem, który za hajs starych zrobił studia, to se można. A on tylko te dzieciaki i ta praca. No, ale przynajmniej zdobył dzisiaj kolejne potwierdzenie dla wszystkiego, co myśli o życiu. Cieszy się, że następne spotkanie ma dopiero o dwunastej, bo zdąży sobie wpaść na kawę do kolegi.

Cała historia miała miejsce rano, ale opisuję ją dopiero wieczorem, bo ten… Bo lepiłam zwierzaczki z plasteliny przez cały dzień! Takie prosiaczko-koty.

Komentarze

3 thoughts on “O tym, że ludzi widzą tylko to co chcą zobaczyć. I czasem jest to zabawne.

  1. Mia Mamba

    Rany boskie… Gdyby historia była opisana w innym tonie, to pewnie pomstowałabym na tego faceta, a tak to cały czas chichotałam i… tylko mu współczuję ;D

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *