Droga Danuto…

DSC_0014

Ot, takie coś

 

Pani Danuta skomentowała zdjęcie mojego wielkanocnego śniadania tak: „CIENIUTKIE ! W POLSCE MAMY STÓŁ UGINAJĄCY SIĘ OD POTRAW ! NAWET ŚNIADANIE DLA BEZDOMNYCH WYGLĄDA LEPIEJ NIŻ TO W BERLINIE!”

Odpowiedziałam:

Droga Danuto, ja chyba nigdy nie uodpornię się na komentarze. Chociaż nie, są takie, na które już się uodporniłam. Uodporniłam się na te pozbawione treści, pisane w trybie oznajmującym, w których ktoś mnie informuje, że jestem głupi. Tak, „głupi”, a nie „głupia”, bo są to wypowiedzi ludzi, którzy nie zadali sobie nawet trudu, aby przeczytać tekst i określić moją płeć.

Twój komentarz najpierw mnie rozbawił, potem wkurzył. Jest pisany Caps Lockiem. W Internecie nie pisze się Caps Lockiem, bo to sugeruje, że na mnie krzyczysz. Ludzie nie lubią, kiedy się na nich krzyczy, reagują na to czasem złością, czasem agresją.

Kiedy przeczytałam Twój komentarz, byłam akurat z rodziną na plaży. Dziś jest piękny dzień, świeci słońce. Pojechaliśmy zjeść rybę w Mostach. Lubimy tam jeździć, lubimy tam jadać i lubimy razem przebywać. Wymyśliłam szybko odpowiedz, taką niemiłą, w trzech zdaniach zrównującą Cię z ziemią. Taką, która wzbudziłaby w Tobie złość i spowodowałaby, że po jej przeczytaniu moi znajomi zaśmialiby się pod nosem i pomyśleli: „Heh, Aśka to potrafi pozamiatać człowieka”. Byłabym górą w moim małym internetowym ogródku.

DSC_0009

Mi się podoba!

Później zrobiło mi się przykro, bo zdałam sobie sprawę, że nie rozumiem, dlaczego to robisz i co chcesz osiągnąć. Że to jest ten język, którego nie znam i którego nie chcę używać.

Bo rozkładając całość na czynniki pierwsze: wrzuciłam na Facebook zdjęcie śniadania. Takiego normalnego, dostępnego w każdej berlińskiej restauracji. Kosztowało 6 euro. Żadna rozpusta, żadne szaleństwo. Wrzucam zdjęcie nie po to, aby pokazać światu moją wyższość. Też oglądam podobne fotki; niekiedy bywają inspirujące. Prawdopodobnie jedno z takich zdjęć zmobilizowało mnie do tej wycieczki, gdy pewnego poranka, przeglądając Facebook, zapadło mi w pamięć i wywołało myśl: „O! Też chcę tam pojechać!”. Inspirowanie jest dobre. Zamykanie się we własnym ogródku – złe.

Piszesz, że w Polsce macie uginające się stoły. Polecam stoły z Ikei, są niezwykle solidne i można je konkretnie obciążyć, zanim zaczną się uginać. A tak serio, mimo że jestem ateistką, uginające się stoły kojarzą mi się z nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu, a to chyba grzech w Twojej Polsce. Moje zdjęcie przedstawia taką ilość jedzenia, jaką jestem w stanie spożyć; taką, jaka jest mi potrzebna, aby mieć siłę na całodzienny spacer. Zachowując taką dietę, jestem w stanie utrzymać swoje BMI w normie bez połykania opakowania tabletek na wątrobę przed posiłkiem i po posiłku. Tak lubię żyć – z umiarem i radośnie.

Zrobiło mi się przykro także dlatego, że rzadko jadam śniadanie z mężem. Przez większą część miesiąca wstaje z łóżka chwilę przede mną, i kiedy bierze prysznic, ja piję kawę. Kiedy chwyta w pędzie kanapkę, ja robię makijaż. Widzimy się późnym wieczorem, zmęczeni. W weekendy często albo ja jestem w pracy, albo on jest w pracy, albo obydwoje jesteśmy zmęczeni. W ten weekend udało nam się wyjechać i zjeść wspólne śniadanie. Było to dla nas bardzo ważne i wyjątkowo miłe doświadczenie. Wiesz, bardzo się kochamy i lubimy tak razem posiedzieć, porozmawiać albo pomilczeć.

I Ty nagle mówisz, że te nasze chwile były tak naprawdę o kant dupy rozbić, bo zjedliśmy po jednym jajku. I nie było tysiąca sałatek. Ani makowca. Ani sernika.

Zresztą, nie musisz mi mówić, jak święta wyglądają w Polsce, bo ja w tym Berlinie byłam raptem 48 godzin. I tak, tym zdaniem udało Ci się wyrzucić mnie trochę poza nawias tej polskości. To, że jem śniadanie w Berlinie, wcale mnie mojej polskości nie pozbawia. Nie czyni też Twojej polskości bardziej polskiej od mojej.

DSC_0065

Prawdopodobnie najlepszy burger w Berlinie

Wracając jednak do Berlina. W ciągu tych 48 godzin zjadłam najlepszego burgera na świecie, w hipsterskiej dzielnicy. W kolejce stałam z pół godziny. To było ciekawe doświadczenie, bo w tej kolejce nikt nie marudził albo nie rozumiem niemieckiego na tyle, by uznać, że marudził. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych, zadowolonych i niezmiernie podekscytowanych. Tej ekscytacji przestałam się dziwić, kiedy dostałam swoje jedzenie. Prawdopodobnie lepsze niż burger były frytki z roztopionym serem i chili con carne. Sam zapach przyprawiał o dreszcze, a smak – nie do opisania.

Ten zwrot „mamy w Polsce stół” trochę mnie przeraził, więc opowiem Ci jeszcze o innych moich świętach.

Często wyjeżdżam podczas świąt, bo wtedy mam wolne. Kilka lat temu spędzałam święta w Londynie. Był to równie udany czas jak ten teraz. Pół dnia spędziłam w hinduskim sklepie. Wąchałam różne przyprawy, oglądałam różne rodzaje ryżu, zjadłam tony pistacji. Pistacje mieli tam naprawdę pyszne – w małych i tanich opakowaniach. Uwielbiam pistacje. Jadłam też klasyczne fish and chips. Brytyjczycy są w tym naprawdę dobrzy.

Po dwóch latach pojechałam na święta na Maltę – w grudniu jest tam ponad siedemnaście stopni, można jeździć skuterem. Maltańczycy znają tysiące sposobów na podanie królika, ale ich kuchnia mnie nie zachwyca. Potrafią jednak serwować fish and chips równie dobrze jak Brytyjczycy – przynajmniej tyle im zostało z kolonializmu.

Tydzień przed tegorocznymi świętami byłam na Christmas Market w Bremen. Muszę przyznać, że nieco przesadziłam z ilością zjedzonych słodyczy, ale nie mogłam się powstrzymać! Na świątecznych straganach sprzedawali takie przepyszne małe pączki, podawane jak frytki, w papierowym rożku. Nieziemski zapach. Jadłam też kolację z Włochem i jego żoną, Niemką. Zaprosili nas do chińskiej knajpy. To jest to, co lubię i co cenię – multikulturowość, która pozwala poznać nowe smaki i zapachy; nową jakość.

Jeśli chodzi o to, co piszesz o bezdomnych… Mogę tylko cieszyć się, że śniadanie bezdomnych wygląda lepiej niż to moje w Berlinie, choć berlińskie było bardzo smaczne. Cieszyłabym się jeszcze bardziej, gdyby Twoje słowa były prawdą. Niestety, prawdopodobnie nie są. Może kiedy już najesz się wraz z rodziną, a Twój stół nadal będzie uginał się pod ciężarem jedzenia, zaniesiesz część potraw potrzebującym? Tylko nie mów o nich z taką pogardą, bo będą woleli pozostać głodni, niż dostać coś od Ciebie.

DSC_0057

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *