Kiedy teraźniejszość stała się historią.

person-woman-girl-vintage

Sylwia występuje w jasełkach. Śpiewa piosenkę „Arki Noego” o świętym Mikołaju. W domu śpiewa. W samochodzie śpiewa. Znoszę  to z godnością, wspomagając się lekami na migrenę, bo ile można?

Śpiewa:

„I ty, i ty, i ty, i ty – możesz zostać Świętym Mikołaaaajem!
I tym, i tym, i tym, i tym, co prezenty ludziom rozdaaaaje.

Prezenty i niespodzianki,
pluszowe misie i układanki,
a na dodatek planszowe gry,
a może jakieś mp3”.

Śpiewa z akcentem na „empetrzy”.

Read More

Gra miejska – dla introwertyków.

W życiu ważne jest, aby dobrze się bawić. Jedni jeżdżą na wakacje, inni imprezują.
Ja idę na balkon i patrzę na parking, na którym nigdy nie ma wolnych miejsc.
Kiedy tylko wjedzie jakiś samochód i zechce zawrócić, by poszukać miejsca gdzie indziej – wkraczam do akcji.
Wyciągam z kieszeni kluczyki i otwieram z balkonu swoje auto, które radośnie mruga kierunkowskazami. Błądzący po parkingu zatrzymuje się. Budzi się w nim nadzieja. Rozgląda się nerwowo. Czeka na kogoś, kto przyjdzie i odjedzie, zostawiając puste miejsce.
Patrzę, jak nadzieja umiera. Jeszcze raz naciskam guzik pilota i wracam do domu.

Gra miejska – dla ekstrawertyków.

Wymyśliłam kolejną grę miejską, dla ekstrawertyków. Zasady są następujące.
1. Zaczaj się w okolicy Starbucksa.
2. Znajdź człowieka który idzie z kubkiem. Na kubku ma zapisane swoje imię.
3. Przeczytaj imię z kubka.
4. Podejdź do tego człowieka i przywitaj się używając jego imienia ( „Cześć, Tomek!”, albo „Cześć, Kasia!” – w zależności od tego co wyczytasz z kubka.) 
5. Zaskoczony człowiek cie nie pozna – bo cie nie zna.
6. Zaskoczony człowiek, aby zyskać na czasie odpowie „Cześć, co słychać?”
7. Daj swojemu ekstrawertyzmowi upust.

Krótki wpis o moralności.

S: Wiesz, mamo, kiedyś będziemy musieli się rozstać. Ja będę już gotowa i się od was wyprowadzę.
J: Tak, wiem.
S: … i wtedy to już będzie tylko „unga–bunga–je, unga–bunga– je”– Sylwia śpiewa, wirując po kuchni.
J: Tak. – Podnoszę opuchniętą z niewyspania twarz znad kubka z kawą – Bycie dorosłym to takie niekończące się tańce i śpiewy.

„O moralności”.
Jeśli prawda może zabić nadzieję – kłam.

W szkole plaga.

– Mamo, w szkole było przykro, bo Kasia ma wszy na tyłku!
– Co ma?
– No wszy!
– Na tyłku?
– No obok, tak prawie na udzie!
– Wszy?
– No ma, i jutro ma ściągnięcie tych wszów.
– Szwów?
– No mówię, że szwów.

Motywuje, znam się na tym.

Przeprowadzam rozmowę motywującą w pracy.
– Świetnie pani to zrobiła. Ciekawe rozwiązanie!
– Pani Asiu, bo ja nie wiedziałam, jak to zrobić, a nie chciałam pani głowy zawracać, więc pomyślałam tak: skoro nie wiem, spróbuję zrobić tak, jak zrobiłaby pani Asia. I tak zrobiłam, za przeproszeniem, od dupy strony i nie po kolei. No i proszę, jak ładnie wyszło!

Dzień bez rozczarowań.

J: Zobacz, kupiłam ci taki milutki zimowy sweter. Jeśli chcesz, możesz go założyć do szkoły.
S: Faktycznie fajny! Całe dłonie mieszczą się w rękawach.
J: Cieszę się, że ci się podoba.
S: A ty jaki będziesz miała przez to udany dzień…! Udało ci się kupić dla mnie ubranie, które mnie nie rozczarowało!

Oszukały mnie blogerki.

Kiedy jakieś dwa miesiące temu postanowiłam zostać blogerką, zapytałam Google, po co to się robi.

Dobry Google zaprosił mnie do krainy blogerek – na ich fora i grupy.

Koleżanki blogerki, dzieliły się swoim bogatym doświadczeniem. Mówiły, że blogowanie uczy systematyczności. To mnie nie przekonało. Mówiły też dużo o samorozwoju, dzieleniu się ze światem swoją wiedzą. To mnie nie przekonało.

W końcu obiecały, że jeśli będę bardzo się starać i pisać systematycznie, to dostanę do testowania kosmetyki. Nie obiecywały dużo; mówiły, że na początku Rossmann, w zamian za recenzję, może mi wysłać jakiś szampon. To mnie przekonało.

Nie wiem, do czego miałyby mi się przydać samodyscyplina i rozwój; szampon mógłby być użyteczny.

Zrobiłam, jak kazały – pisałam regularnie przez miesiąc i bardzo się starałam. Teraz stoję pod prysznicem z mokrymi włosami i nie mam szamponu. Mój się skończył, a Rossmann nowego nie przysłał.

Będę złą teściową.

Stoimy w korku i tak sobie rozmawiamy:

S: Mamo, czy kiedy będziesz mnie odbierać ze szkoły, mogłabyś się postarać i być miła dla Krzyśka? Nie chciałabym, żebyś złamała mu serce.
J: Dlaczego miałabym złamać mu serce?
S: On jest teraz w trudnym momencie życia, bo jest we mnie zakochany i fakt, że moja mama go nie lubi, mógłby go załamać.

Chromosomy w normie.

Kiedy odwożę Sylwię do szkoły, często mijam tych samych ludzi. Na skrzyżowaniu mijam zazwyczaj mężczyznę z dodatkowym chromosomem.

Stoi przed przejściem, w za dużym dresie i za małej czapce z daszkiem. Stoi, dumny z siebie; dumny, bo jest kierownikiem skrzyżowania. Stoi na czerwonym świetle i energicznym ruchem ręki pozwala samochodom przejechać. Od czasu do czasu sprawdza również, czy te stojące równolegle do niego nigdzie nie jadą. Prawą dłonią wstrzymuje ruch części pojazdów, które zatrzymały się na czerwonym, lewą pozwalając ruszyć tym, które mają zielone. Kiedy światła się zmieniają, władczym gestem nakazuje samochodom się zatrzymać. Tak, jest szefem skrzyżowania. 

Uśmiecham się pogodnie, myśląc, że to urocze. I tak nie ma na nic wpływu, ale z gracją i powagą zawiaduje ruchem drogowym.

Jadę potem do pracy, ja i moje idealne ilościowo oraz jakościowo chromosomy. Wydaję zgody, gdzieś oponuję, potem uprzejmie przychylam się do jakiejś prośby.

Dziś na przykład rozpatrzyłam podanie o uregulowanie zaległej faktury. Rozpatrzyłam pozytywnie. Oddaliłam też wniosek męża o dodatkową porcję obiadu. Tak sobie kierownikowałam, święcie wierząc, że posiadam moce sprawcze.