Miałam dzisiaj spotkanie z przedstawicielem handlowym.
– Pani tu coś tworzy? Pani ma takie kredki i takie flamastry – zachwyca się pan, którego goszczę w moim „biurze”, to znaczy przy biurku w salonie.
– Czasem coś muszę narysować, czasem coś napiszę – ostrzegam, bo widzę w nim potencjał na bohatera wpisu na Fejsie.
– Fajnie! – rzuca. – Jak się nie ma dzieci, to można tak sobie siedzieć w lofcie, takim jak ten pani, i tak sobie blogować i rysować – dodaje, ignorując przypięty nad kredkami plakat z bukietem kwiatków i napisem: „Dla kochanej mamusi”.
–To nie jest loft, tylko poddasze. Kawy?
O tym, ile zarobiłam na blogu, a ile zarabia poseł, oraz co ma żołnierz do chleba
Jestem w zgodzie z najnowszymi trendami. Jeśli nie śledzicie polskiej blogsfery, możliwe, że przegapiliście pewną zmianę.
Kiedyś o kasie mówiło się niechętnie, teraz mówi się wszędzie. No to i ja Wam powiem, ale dopiero pod koniec wpisu, aby zatrzymać Was na blogu. Tytuł też wymyśliłam taki nieco pudelkowy – tego nauczyłam się na See Bloggers, bo musicie wiedzieć, że byłam na blogerskiej imprezie, a wybrałam się na nią w tak absurdalnie durny sposób. Read More
O tym, że dzieci są całkiem dobrze zaprojektowane. Świat raczej nie.
Raz na jakiś czas spotykam istotę ludzką płci różnej – to już zależy od przypadku – i z taką istotą rozmawiam o tak zwanej dupie Maryni. Piszę „tak zwanej”, bo tak naprawdę chyba nigdy z nikim nie rozmawiałam jeszcze o dupie Maryni. O różnych dupach – i owszem. O dupie Kardiashianek może nawet. Ale teraz, pisząc, że niby o dupie, chcę podkreślić, że rozmawiam o tematach raczej błahych. Pierdołach pospolitych. Że jak gotuje się rosół, to trzeba warzywa zalać zimną wodą, a jak chce się ugotować warzywo do konsumpcji bezpośredniej, a nie w postaci wywaru, to lepiej wrzątkiem. O pogodzie i sweterku, że fajny ta osoba ma, taki lekki, a jednak ciepły. I od tych tematów lekkich przechodzimy czasem do tematów ważkich. Zazwyczaj jakoś płynnie przechodzimy. Człowiek coś tam plecie o wspomnieniach z wakacji, o zapachu sosny i przetworach babci i nagle otwiera przede mną swe serce, mówiąc coś w stylu:
– Ty to przynajmniej dziecko masz, a ja życie przegrywam.
O tym, że zawsze trzeba być czujnym i twardo negocjować.
– Masz piękne długopisy. Cudowne, takie kolorowe. Nie myślałaś o tym, aby mi je oddać, kiedy już się wypiszą? Będą leżały na biurku jako ozdoba…
– Hmm – odpowiadam, bo trochę śpię, a trochę jestem właśnie brutalnie budzona.
– No to fajnie, że mi oddasz – kontynuuje rozważania moje dziecko, które jakimś cudem zawsze wie, które „Hmm” jest zakazem, a które przyzwoleniem.
Wyzwanie wakacyjne – naucz się myśleć w 60 dni
Na pewno widziałeś w życiu wiele wyzwań, może nawet w kilku wziąłeś udział. Czytasz „Dobre rady”. Jedynym słusznym detoksem jest teraz detoks jaglany. Jeśli chcesz ćwiczyć, musisz wybrać crossfit albo jogę. Połączenie diety koktajlowej z jogą da Ci szczęście – po trzecim kubku zaczniesz łączyć kropki i zrozumiesz wszystko. Zobaczysz buzię w tym tęczu i skoczy Ci libido. Sprzątanie przynosi szczęście (jeśli do tej pory tego nie wiedziałeś, oznacza to, nie znasz japońskiej sztuki utrzymywania czystości za pomocą twardej szczotki i czarnego mydła). A jeśli już wyszorowałeś całe mieszkanie i trochę podskoczył Ci poziom endorfinek (bo to jednak wysiłek fizyczny tak przemaszerować po mieszkaniu na czworaka), ale nadal masz wrażenie, że życie może dać Ci więcej, powiedz mi, z czego jest zrobione włosie Twojej szczotki, a powiem Ci, kim jesteś i że jesteś człowiekiem złym.
Projekt Lady, wpis optymistyczny.
Wzburzona pogłoskami o upadku feminizmu w programie „Projekt Lady” pobiegłam czym prędzej odpalić Player, by zapoznać się z tym karygodnym show. Naturalnie pobiegłam obejrzeć jedynie dla celów późniejszej konstruktywnej krytyki i manifestowania swojego oburzenia
Bzdura. Pobiegłam obejrzeć, bo nic nie sprawia mi większej przyjemności niż oglądanie ludzi gorszych i głupszych, a okazji mam niewiele, odkąd tak wyprofilowałam mój Facebook i tak przefiltrowałam znajomych, że większość czasu spędzam z ludźmi mądrymi bardzo. Taka sytuacja może wykończyć: człowiek ciągle czegoś się uczy, ciągle musi się pilnować, by zbytnio się nie zbłaźnić i summa summarum wychodzi mu to na dobre, no ale ile można?
O frendzone i zarobkach Lewandowskiego
Krystian jest niezwykle inteligentny jak na dziewięciolatka i rozumie rolę matki w życiu dziewczyny, dlatego kiedy odbieram córkę ze szkoły, krzyczy głośno: „Dzień dobry pani!”.
Jest to jednocześnie chłopiec szalenie nieśmiały, więc nigdy ze mną nie rozmawia. Czasem tylko stoi obok i prowadzi monolog ze ścianą. Zazwyczaj opowiada ścianie o swoich życiowych osiągnięciach. Tak też było tym razem.
O fotograficznej pasji i wierszach Mickiewicza
– Poproszę struclę z rodzynkami – mówię, a pani pyta, czy kurtkę. Jakoś mnie to bardzo nie dziwi, bo mieszkam w dzielnicy, w której w monopolowym nie ma papierosów, ale jest mleko, a papierosy są u szewca czy krawcowej… Kosmetyki z Rossmanna można dostać… No nie powiem Wam, gdzie, ale ani w Rossmannie, ani w drogerii. Fakt, że pani z piekarni rozpoczęła sprzedaż kurtek spod lady, niespecjalnie mnie dziwi, ale akurat nie potrzebuję. Nie zastanawiam się zresztą nad tym, bo właśnie jestem zajęta panikowaniem.
– Nie zgubiłaś kurtki? – powtarza sprzedawczyni. Odpowiadam, że nie, i wracam do panikowania. Chyba jednak nie handluje kurtkami z czarnego rynku.
case study, poczta i ta druga koleżanka + plansze motywacyjne
Dziś będę Was uczyć, jak żyć. O tym jest ten blog, o sztuce przetrwania.
Dziś nauczymy się pracować. To będzie case study na przykładzie poczty polskiej. Flow jest tym czymś, do czego powinniśmy dążyć. Ten stan, gdy praca stawia przed nami pewne wyzwania, których rozwiązanie sprawia nam radość. Zadania nie są zbyt trudne, nie popadamy więc we frustrację i w zniechęcenie. Jednak praca to nie tylko flow; ważna jest też umiejętność pracy w zespole.
Wpis o dzieciach. To jest blog parentingowy.
Kiedy okazało się, że jestem w ciąży, pomyślałam: „Nosz kurwa, trudno!” i że to właściwie wyjaśnia, dlaczego nie mogę obudzić się rano, a kiedy już wstanę, raczej mnie mdli.
Chwilę później wytarłam z brzucha żel do USG i zapięłam spodnie zsunięte wcześniej do badania. To były moje ulubione spodnie moro z dużymi kieszeniami na udach. Założyłam do nich czarną bluzę z kapturem, jedną z dwóch identycznych, które miałam i które nosiłam prawie codziennie.
Poprosiłam lekarza o zwolnienie z pierwszych trzech lekcji i poszłam do szkoły napisać sprawdzian z historii.